Do 5 lat więzienia grozi 60-letniemu mieszkańcowi Konina, który w ubiegłym tygodniu ukradł dwa rowery w Patrzykowie. Chciał je co prawda zwrócić, ale sprawy się mocno skomplikowały.

Mężczyzna wcześniej często jeździł na wycieczki rowerowe w stronę Kramska. Sprzyja temu teraz nowa ścieżka rowerowa, więc jest dużo bezpieczniej. Podczas jednej z takich wycieczek zauważył, że w pobliżu przystanku PKS stoi sporo zaparkowanych rowerów. Zostawiają je tam ludzie, którzy korzystają później z autobusów.

Zrodził mu się w głowie pomysł kradzieży któregoś z tych rowerów. We wtorek 18 września rano pojechał autobusem do Patrzykowa, ukradł pierwszy z brzegu rower, przyjechał nim do Konina i ukrył go w zaroślach w okolicy kortów tenisowych przy ul. Sosnowej. Potem znowu pojechał autobusem do Patrzykowa i ukradł drugi rower. Nim także przyjechał do Konina i ukrył tym razem w pobliżu amfiteatru. Nie miał pojęcia, że obydwa rowery należą do tej samej osoby, tylko że pierwszym przyjechała na przystanek wnuczka, a drugim babcia – właścicielka jednośladów. Wartość tych rowerów oszacowała na ponad 2200 zł.

Następnego dnia, czyli w środę 19 września 60-latek postanowił sprawdzić czy coś dzieje się w Patrzykowie w związku z zaginięciem rowerów. Tym razem jednak nie wysiadł z autobusu, tylko pojechał do Kramska. Podczas jazdy usłyszał przypadkową rozmowę pasażerów, z której dowiedział się, że sprawca będzie szybko zatrzymany, ponieważ nagrał się na pobliskim monitoringu. Taki stan rzeczy wystraszył go na tyle, że postanowił rowery zwrócić.

Jeszcze tego samego dnia wieczorem poszedł najpierw po rower schowany przy kortach. Pojechał nim do Patrzykowa i porzucił niedaleko przystanku. Wrócił do Konina i tym razem wziął swój rower, na którym pojechał w to samo miejsce. Na pytanie dlaczego pojechał swoim rowerem odpowiedział, że planował odprowadzić drugi skradziony rower jeszcze tego samego dnia i wiedział, że będzie już tak późno, że nie będzie już jechał żaden autobus i nie miałby jak wrócić do Konina. Kiedy przyjechał do Konina po drugi rower, było tak ciemno, że nie mógł go znaleźć. Jak twierdzi szukał go około dwie godziny. W końcu się jednak udało i pojechał nim do Patrzykowa. Tam niestety okazało się, że nie ma już dwóch pozostawionych wcześniej rowerów (jednego skradzionego i jego własnego). Zostawił rower, którym przyjechał i zaczął zastanawiać się co mogło się stać. Policjantom powiedział, że prawdopodobnie zasnął myśląc o tym i obudziły go jakieś hałasy i światło latarek. Kiedy wyszedł z zarośli okazało się, że są to policjanci, którzy wykonywali na miejscu odnalezienia rowerów czynności i że to oni zabrali wcześniej pozostawione rowery.

60-latek opowiedział policjantom całą historię i został przewieziony do konińskiej komendy, gdzie usłyszał zarzut kradzieży. Przyznał się do niego i wyraził gotowość dobrowolnego poddania się karze.

Grozi mu 5 lat więzienia.

Marcin Jankowski